Dlaczego tak trudno rzucić palenie?
Każdego miesiąca 440 tys. Polaków próbuje odstawić papierosy, używając leków, zamienników nikotyny lub siły woli. Niestety na 100 aż 96 wcześniej czy później zapali. Potrzebna społeczna zmiana błędnych wyobrażeń o uzależnieniu od tytoniu.
Zbyszek kiedyś był radiowcem. Dziś chwyta się zajęć, przy których ostra chrypa palacza nie przeszkadza. Po papierosy zaczął sięgać 40 lat temu. Jeszcze w podstawówce. A już w liceum wiedział, że „tego świństwa nie da się odstawić… no bo niby jak?” Ilekroć postanawiał, że „z fajami koniec” – a robił to setki razy – kończyło się łakomym wypalaniem paczki po dniu abstynencji. No i poczuciem winy, że „słaby jestem i nic nie wart, bo nie panuję nad sobą”. Z wielką nadzieją sięgnął po gumy z nikotyną, ale już po dwóch dniach zorientował się, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę, by nie wyskoczyć przed biuro „na dymka”. Dostarczał przecież nikotyny organizmowi, ale i tak …czegoś było mu brak: – Papierosa. Jego cudownego zapachu – twierdzi. Żuł i palił. Potem zrezygnował z żucia. Z palenia – więcej już nie próbował.
Magdalena, pielęgniarka, mimo młodego wieku puszcza z dymem dwie paczki dziennie. Jeśli przez godzinę nie może wyjść na papierosa, męczy ją „pragnienie zapalenia silniejsze niż wszystko”. Nie może się skupić, jest zdenerwowana, w domu warczy na męża, a w pracy „na głodzie” unika robienia zastrzyków. Chyba że wcześniej zapali. Od 10 lat odracza zajście w ciążę: – Trzeba skończyć z kurzeniem, żeby nie urodzić chorego maleństwa – uważa. Jednak zerwać z nałogiem nie umie. Próbowała akupunktury i hipnozy, mającej wywołać odruch wymiotny na widok papierosa. Bez rezultatu. Raz zamknęła się w schronisku w górach „bez ulubionych mentoli”. Wieczorem dobiła do ośrodka na 1600 m n.p.m. Ale rankiem czekała już w miasteczku u podnóża góry na otwarcie kiosku. Mentolowych nie było. Ale zwykłe smakowały jak nigdy.
Co roku obchodzimy Światowy Dzień Rzucania Palenia. Mimo teoretycznej zmiany nastawienia wobec palaczy w Polsce w ciągu ostatniej dekady, zaskakująco mało osób poradziło sobie w tym czasie z nałogiem. Według badań prof. Janusza Czapińskiego, w 2003 roku paliło 30 proc. naszej populacji. W 2013 roku – zgodnie z danymi TNS – zaledwie o trzy punkty procentowe mniej. i w roku 2018 – kolejne dwa.
Spadek liczby palących żenująco nieadekwatny do rozmachu tych wszystkich prawnych i społecznych inicjatyw antytytoniowych, które przez ostatnie lata mogliśmy obserwować. Wizerunek palacza „buntownika”, „twardziela”, „kowboja”, osoby posiadającej „swój styl”, „ostrej laski” czy „atrakcyjnej kobiety z długą fifką w zębach” zmienia się. Dziś palący kojarzy się coraz częściej z kimś chorym, słabym, w kłopocie, nie kontrolującym swojego życia. Radykalnie zmieniły się też przepisy. Pojawił się zakaz reklamy wyrobów tytoniowych i zmniejszono liczbę miejsc, w których można palić. Na papierosa trzeba wyjść przed biuro, urząd, restaurację…
Co z tego, skoro wciąż jeszcze po tytoń sięga codziennie więcej niż co czwarty mieszkaniec kraju. I tylko czterem palaczom na stu udaje się wydostać na zawsze z pułapki tytoniowej. Reszta… tkwi do końca w potrzasku.
Zbyt łaskawa rzeczywistość
Uzależnienie od nikotyny to nałóg, którego pokonanie uważa się powszechnie za najbardziej kłopotliwe. M.in. z kilku społecznych powodów. Po pierwsze, palenie wciąż jeszcze jest kulturowo akceptowane. Mimo powszechnej świadomości, że zabija, widok zaciągającej się dymem osoby nie wywołuje takiej niechęci, jak obraz narkomana ze strzykawką czy alkoholika z butelką w dłoni. Palacz jest inny. Idzie prostym krokiem, jest w stanie pracować, funkcjonować w rodzinie, można mieć z nim normalny kontakt. Nie obciąża opieki społecznej jako niezdolny do zarobkowania i nie śpi pod płotem. A jednak… jest uzależniony od toksycznej substancji, niszczącej zdrowie.
Po drugie, walka z nikotynizmem nie leży w interesie państwa. Ogranicza to rozwój lecznictwa publicznego, zajmującego się problemem palenia. Wystarczy zajrzeć w roczne wpływy do narodowego skarbca. W 2013 r. dochód z obrotu wyrobami tytoniowymi wyniósł aż 18,21 mld zł, co stanowiło blisko 7 procent wszystkich wpływów budżetowych. To blisko jedna trzynasta! W ubiegłym roku suma ta była zbliżona. Wydatki na leczenie chorób odtytoniowych poniesione przez NFZ w tym samym czasie resort zdrowia szacuje na kolejne kilkanaście miliardów złotych. Bilans jest oczywisty. Ciekawe, że w 2015 r. rząd po raz pierwszy po 10 latach nie podniósł akcyzy na tytoń. Okazało się, że im ona wyższa, tym mniej palimy. Od stycznia do sierpnia tego roku kupiliśmy 29,17 mld sztuk papierosów. To o 3 mld mniej niż w roku ubiegłym. Obywatele mniej palą, więc w styczniu papierosy nie zdrożały. Po to, żeby palili więcej?
Palacze to świetny biznes jeszcze z innych powodów. Przeciętny polski nikotynista–mężczyzna nie dożywa emerytury. Zatem z jednej strony nie pobiera świadczeń emerytalnych, z drugiej – nie generuje dla NFZ tak dużych kosztów, jak jego niepalący kolega. Za to umiera szybko na ogół w wieku około 65 lat na raka lub zawał.
Kolejnym elementem, który nie sprzyja zmniejszeniu liczby palących to przemyślana aktywność producentów papierosów.
Mimo formalnego zakazu promocji wyrobów tytoniowych w naszym kraju, jest ona wszechobecna. Wystarczy przejść się do dowolnego liceum, by dostrzec spacerujące billboardy w postaci koszulek z logiem popularnych marek papierosów, czy plecaki ozdobione ich charakterystyczną grafiką. Wyroby tytoniowe są też bezprawnie szeroko reklamowane w miejscach ich sprzedaży, co nie wywołuje w zasadzie niczyich protestów. Pod przykrywką przekazywania informacji handlowej przemysł tytoniowy zachęca do ich zakupu poprzez umieszczanie atrakcyjnych bannerów i ekranów reklamowych, których nie sposób nie zauważyć. Jest na nich promowany nowy rodzaj filtrów albo papierosy smakowe.
Ponadto w dalszym ciągu koncerny tytoniowe sponsorują koncerty muzyczne i imprezy młodzieżowe, podczas których ich wizerunek kojarzony jest pozytywnie, bo rozdają atrakcyjne gadżety i zapraszają do strefy rozrywki i przyjemności. Paleniem delektują się również od lat znani i lubiani bohaterowie filmów amerykańskich, dystrybuowanych na cały świat. Wyniki badań wyraźnie wskazują, że młodzież znacznie częściej sięga po papierosy po obejrzeniu produkcji z palącymi gwiazdami. W filmach młodzieżowych z papierosem na ekranie pojawiają się szczególnie często czarne charaktery. To właśnie takie chętniej będziemy naśladować w wieku lat 16, niż jakąkolwiek postać pozytywną.
Współpraca koncernów z hollywoodzkimi produkcjami ma więc ścisłą logikę i jest zorientowana na pozyskanie nowych, młodych palaczy-klientów. Regularnie udoskonalane są również opakowania papierosów. Pojawiają się coraz ciekawsze paczki, sprawiające wrażenie ekskluzywnych, wygodnych, pomysłowych. To tylko niektóre zabiegi, służące zwiększeniu pożądania papierosa i podtrzymaniu w nałogu tych, którzy już w niego wpadli. Czy w takich okolicznościach rzucanie palenia może być łatwe?
Nikotyna za zasłoną dymną
Aż 88 proc. palaczy chce zerwać z nałogiem, z czego aż 68 proc. deklaruje podjęcie próby w ciągu najbliższych 18 miesięcy – wynika z ankiet przeprowadzonych na próbie tysiąca polskich pracowników firm. Jak widać, chęci palaczy są ogromne, ale najwyraźniej brak im skutecznego sposobu na pokonanie uzależnienia. Najbardziej zdeterminowane do odstawienia papierosów są kobiety w wieku 30-35 lat. Aż 97,8 proc. spośród nich uważa, że kiedyś skutecznie zerwie z nikotyną. W ankietach znalazły się też wypowiedzi palaczy, którzy twierdzili, że absolutnie chcą palić. Tacy byli na szczęście w mniejszości. Sporo uzależnionych wyznało, że „chce palić i jednocześnie chciałoby rzucić palenie”. To na pozór niespójne stwierdzenie jest całkowicie zrozumiałe dla psychologów, zajmujących się terapią uzależnienia od nikotyny, którzy na co dzień mają do czynienia z tzw. konfliktem motywacji palacza. Rozbrojenie go jest podstawą sukcesu przy odstawianiu papierosów.
W badaniu postaw wobec rzucania palenia wśród pracowników firm zadano również pytanie o to, czy nikotyna to narkotyk. Wynik okazał się zaskakujący. Blisko połowa ankietowanych nie wie, że paląc, zażywa psychoaktywną substancję uzależniającą. Istnieje też silna korelacja pomiędzy świadomością faktu, że nikotyna to narkotyk a chęcią rezygnacji z jej zażywania.
Wizerunek nikotyny wśród palaczy jest wciąż zbyt dobry. Przywykliśmy sądzić, że to, co faktycznie szkodzi w papierosie to kilkaset substancji smolistych, w tym 48 rakotwórczych. A nikotyna? Jest tym, co dostarcza palaczom przyjemności. Jak może szkodzić, skoro w formie gum czy plastrów sprzedawana jest w aptekach i polecają ją lekarze. Otóż nic bardziej błędnego. Ekstrakt nikotyny z dwóch papierosów wstrzyknięty dożylnie zabiłby na miejscu. Mało kto wie, że to silna neurotoksyna, używana np. do produkcji środków owadobójczych.
Od lat toczą się także dyskusje na temat rakotwórczego działania nikotyny. Jak mówi prof. Andrzej Sobczak ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego oraz kierownik Zakładu Szkodliwości Chemicznych i Toksykologii Genetycznej Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu, aktualne doniesienia zaprzeczają, jakoby nikotyna sama w sobie stymulowała powstawanie komórek nowotworowych: – Natomiast jeśli doszło już do rozwoju nowotworu w organizmie, z pewnością może ona przyspieszyć jego wzrost – akcentuje.
Mimo że Światowa Organizacja Zdrowia WHO uznała nikotynę za narkotyk, w prawodawstwach poszczególnych państw pozostaje ona substancją niesklasyfikowaną. Oficjalne zaliczenie jej do związków toksycznych pociągnęłoby za sobą przecież konieczność jej delegalizacji i usunięcie papierosów z rynku. A na to nie jest gotowe ani państwo, ani sektor przemysłu.
Droga do kompleksowej terapii
Nasza motywacja do rzucenia palenia nie zawsze jest tak samo silna. Praktycznie każda sięgająca po papierosy osoba miewa okresy, w których uważa, że dają jej one frajdę. I że z zerwaniem z nimi może poczekać. Miewa też czas, w którym fizyczne i psychiczne konsekwencje palenia na tyle jej doskwierają, że gotowa jest poważnie zmierzyć się z uzależnieniem.
Badania pokazują, że przeciętny palacz gotowy jest do rozstania z nałogiem co dwa i pół roku. Wtedy podejmuje poważną próbę poradzenia sobie z problemem. W ciągu całego życia decyduje się więc na odstawienie papierosów średnio siedemnaście razy. Chyba że wcześniej uda mu się wytrwać w postanowieniu o abstynencji lub przeciwnie – pali dalej i nie podejmuje kolejnych prób w strachu przed porażką. Dlaczego wysiłki palaczy, pragnących wyrwać się ze szponów nałogu, tak często spełzają na niczym?
Większość dostępnych na rynku metod rzucania palenia ma ograniczoną skuteczność. Według badań Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu, efektywność Nikotynowej Terapii Zastępczej, czyli zamienników papierosów w postaci plastrów, gum, tabletek lub inhalatorów z nikotyną, wynosi niewiele ponad 5 proc. po upływie roku od ich zastosowania.
Używając pewnej figury retorycznej moglibyśmy powiedzieć, że nałóg tytoniowy zaledwie w 10 procentach jest problemem fizycznym i aż w 90 – mentalnym. Tymczasem Nikotynowa Terapia Zastępcza skupia się na rozwiązaniu fizjologicznego aspektu nałogu, psychiczny pozostawiając nietkniętym.
Także leki, blokujące głód nikotyny wprawdzie pomagają, ale rozwiązują zaledwie jedną dziesiątą problemu. Co z tego, że nie odczuwamy chęci na papierosa z powodów fizjologicznych, skoro różne codzienne sytuacje wywołują w nas silne pragnienie zapalenia. Momenty dużego stresu, konieczności skupienia się, strachu przed przytyciem, chwile zmieszania w towarzystwie albo przeciwnie – setnej zabawy, do której zenitu brakuje już tylko… papierosa.
Warto pamiętać, że umysł palacza najczęściej przepełniają miłe myśli na temat tytoniu. Bywa on przekonany, że życie niepalącego jest nudne i pozbawione wielkiej atrakcji, jaką jest papieros. Połknięcie tabletki nie odwróci takiego myślenia. M.in. dlatego skuteczność leków psychotropowych, blokujących głód nikotyny, daje efekt rocznej abstynencji u niewiele ponad 7 procent stosujących tę metodę. Jednak rzucanie bez wspomagaczy, mocą własnego postanowienia kończy się sukcesem dwa razy rzadziej, bo – jak się okazuje…
…siła woli przeszkadza
Przeciętny uzależniony z 20-letnim stażem wypalił w życiu już ponad 100 tysięcy papierosów, zaciągając się dymem około 1,3 mln razy. Każdy papieros zaspokajał jego głód nikotynowy i głębokie pragnienie odbycia rytuału palenia, przynosząc mu ulgę. To wystarczająca ilość powtórzeń, by wyryć w swoim umyśle skrajnie silne i trwałe skojarzenie palenia z przyjemnością. Zatem co czuje palacz zwalczając nałóg siłą woli? Z jednej strony bardziej bądź mniej świadomie uwielbia palić, bo jak twierdzi „papieros zabija nudę, przyspiesza przemianę materii albo relaksuje”. A z drugiej – próbuje siebie zastraszyć, powtarzając: „Nie! Nie będziesz tego robił! Bo palenie szkodzi, kosztuje, odbiera ci wolność i sprawia, że brzydko pachniesz”.
Konflikt motywacji palacza, który siłuje się sam ze sobą, bywa nie do wytrzymania. Męczący dialog wewnętrzny między dwoma sprzecznymi pragnieniami podnosi mu adrenalinę i pożera jego energię. Sprawia, że jest zestresowany i uciążliwy dla otoczenia. Nie może się skoncentrować. Taka sytuacja w 97 procentach ma smutny finał. Palacz poddaje się. Mówi sobie: „na coś trzeba umrzeć”, „tyle osób pali, nie jestem sam”, „jeden nie zaszkodzi” albo „dłużej nie wytrzymam”. I… zanim się obejrzy, znów jest w szponach nałogu.
Bezrefleksyjne wydanie sobie zakazu palenia spisane jest na fiasko. Kluczem jest praca z terapeutą, analiza, chwila zastanowienia nad tym, dlaczego właściwie palę. Odpowiedź na to pytanie jest największą tajemnicą. Uzależniony od nikotyny zdaje sobie doskonale sprawę, dlaczego powinien zerwać z nałogiem. Przez lata był przecież bezskutecznie straszony chorobami i przyspieszoną śmiercią. Wie, co mu grozi. Mimo to nie rzuca. Byłoby mu znacznie łatwiej to zrobić, gdyby wiedział czemu sięga po papierosy. Kiedy przyjmuję pacjenta na terapię i zadaję mu to pytanie, widzę konsternację. Ciężko mu na poczekaniu sprecyzować jasne powody. Mówi: „po prostu to lubię”, „papieros jest jak przyjaciel”, „jak chcę zapalić, zwyczajnie sięgam do paczki i już… nie ma w tym filozofii”. No bo w pierwszej chwili faktycznie nie ma. Jej odkrycie wymaga refleksji.
Którędy wyjść z potrzasku?
Palacz poszukujący pomocy w Polsce nie ma wielkiego wyboru. Z pewnością najbogatszą i najłatwiej dostępną ofertę ma dla niego apteka i kiosk handlujący papierosami elektronicznymi. Terapia u psychologa? Gdybyśmy chcieli rozejrzeć się po rynku, nie ma ani aktywnego ruchu Anonimowych Palaczy, ani wielu poradni, do których palący mógłby się zgłosić i otrzymać pomoc adekwatną do specyfiki swojego nałogu. Dlaczego?
W ośrodkach uzależnień nikotynista siada obok kokainisty, alkoholika i wszyscy trzej przechodzą ten sam program. A nałóg tytoniowy zasadniczo różni się od uzależnienia od pozostałych substancji psychoaktywnych. Wymaga innego podejścia. Zerwanie z nikotyną nie powoduje np. zespołu odstawienia. Bo gdyby wiązało się z negatywną reakcją ustroju, prawdopodobnie nie przespalibyśmy w spokoju nocy. Jednak palącym śpi się całkiem nieźle. Tak, jak opór przed rozstaniem z nałogiem w obawie przed szokiem organizmu u alkoholika ma realne podstawy, tak u palacza bywa tylko wymówką.
Nikotyna uzależnia specyficznie. Szybko i na lata, ale… bardzo płytko. Fizjologiczny głód można odczuwać po najwyżej kilku godzinach od momentu zgaszenia ostatniego papierosa w popielniczce. Potem… pragnienie zapalenia nie ma już podłoża fizycznego i jeśli występuje, wiąże się z konkretną sytuacją, która na zasadzie skojarzeń wyzwala ochotę na zapalenie.
Wyobraźmy sobie, że odstawiliśmy nałóg cztery dni temu. W ustroju nie ma już wtedy ani grama nikotyny, bo organizm wydala ją w około 72 godziny. Ale my czujemy parcie, żeby wyjść na balkon i puścić dymka. To nie jest już napięcie wywołane głodem nikotyny. To ochota, wywołana przez okoliczności, w jakich się znaleźliśmy. Przez tzw. sytuację wyzwalającą, czyli taką, w której na ogół zwykliśmy sięgać po papierosa. Sprawia ona, że w naszej głowie automatycznie pojawia się myśl, podgrzewająca chęć sięgnięcia po tytoń. Np. skończyliśmy obiad i mamy pełen brzuch. W głowie pojawia się myśl „palenie przyspieszy moją przemianę materii”. Boimy się przytyć, nakręcamy się. To mentalne pragnienie dość trudno jest odróżnić od fizjologicznego głodu substancji uzależniającej. Różnica może być w zasadzie jedna. Czas. Ciśnienie, żeby zapalić w kilka godzin po zgaszeniu peta w popielniczce, to brak nikotyny. Ale kilkanaście godzin potem – to pragnienie, wynikające z przekonania, że papieros mi coś załatwi.
A uzależnieni od nikotyny miewają całkiem bogaty repertuar argumentów na to, że warto palić. Czasem ich wyłonienie wymaga dłuższej rozmowy, chwili wglądu, po której okazuje się, że: „papieros zapewnia przerwę w pracy”, „dostęp do informacji w firmie, bo ich giełda jest w palarni”, „nie ma dobrej imprezy bez papierosa”, „obniża on stres”, „zabija depresję”, „dodaje szyku i stylu”, „pomaga przełamać nieśmiałość”, „daje chwilę niezapomnianego relaksu w domu popołudniu”, „nadaje kawie prawdziwy aromat”, „daje poczucie wolności”, „jest substytutem matczynej piersi, więc zapewnia poczucie bezpieczeństwa”, „sprawia, że wódka wchodzi fantastycznie” albo sam w sobie „jest smaczny”.
Żegnajcie iluzje
Odkrycie własnego systemu wierzeń o tym, że palenie przynosi korzyści oraz rzetelne przyjrzenie się mu jest esencją terapii behawioralno-poznawczej, która aktualnie jest według dostępnych badań najskuteczniejszym na rynku narzędziem interwencji psychologicznej u palaczy. Ankiety Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu wykazały ponad 50-procentową skuteczność jednego z takich programów antynikotynowych po roku od jego ukończenia. Wyniki te pokrywają się z efektywnością grupowych sesji opartych o narzędzia behawioralno-poznawcze. Na dziesięciu tamtejszych pacjentów po roku statystycznie nie pali blisko sześciu.
Niewielka część uczestników rozstaje się na dobre z nałogiem nawet po ponad roku od zakończenia programu. Bo nawet jeśli wezmą udział w sesji i potem zapalą, to wiedza o sobie i uzależnieniu, którą z niej wynoszą, pracuje w nich. Ugruntowuje się. Może zaowocować skutecznym odstawieniem używki z opóźnionym zapłonem. I potwierdzają to badania. Krzywa skuteczności naszego programu spada do 12 miesięcy, by po roku znów łagodnie wzrosnąć.
Efekty pracy behawioralno-poznawczej z uzależnionymi od tytoniu są tak imponujące, bo pozwala ona sprawnie demaskować i burzyć iluzje, które zbudowali wokół papierosów. Na sesjach okazuje się, że przekonania o pozytywach palenia, hołubione przez palaczy przez lata, właściwie nie trzymają się kupy. Bo kiedy dokładnie przyjrzeć się np. uspakajającym walorom papierosa, okazuje się, że palenie zamiast koić, poważnie drażni układ nerwowy. A palacz znacznie częściej jest w stresie niż osoba nieuzależniona. Podobnie rzecz się ma np. z wolnością. Najpierw pacjent twierdzi, że będzie palił, bo jest wolnym obywatelem i może przecież robić, co zechce. Ale pod koniec terapii dociera do niego przygnębiająca prawda, że nikotyna to niewola. Bo pod rytuał dostarczania jej do ustroju co godzina w postaci dymu przeorganizował całe swoje życie. I że to niepalący wybiera, czy spędzi imprezę w knajpie czy przed. Palacz już takiego wyboru nie ma. Raczy się dymem pod chmurką.
Pozbycie się fałszywych opinii na temat plusów palenia i zastąpienie ich racjonalnym myśleniem powoduje uwolnienie tytoniowego potrzasku. W prosty sposób. Gdy uzależniony zaczyna zdawać sobie sprawę, że palenie nic mu nie daje i że dotąd karmił się iluzjami, nie ma już powodu dalej trwać w nałogu. Tzw. konflikt motywacji palacza przestaje istnieć. Bo motywacja jest już tylko jedna „skończyć z tym świństwem”, „uwolnić się raz na zawsze od smrodu i porannego niesmaku w ustach”, „odzyskać kondycję”, „znów ładnie wyglądać”, „zmniejszyć ryzyko ciężkiej choroby”, „odetchnąć głęboko pełną piersią”.
Po co więc w ogóle tworzymy iluzje na temat dobroczynności palenia? To poza naszą kontrolą. Nie jest prawdą, że palimy dlatego, bo wybieramy palenie, jak zwykło się sądzić. Palimy, bo musimy. Kreując iluzje, nasz umysł w pewnym sensie działa dla naszego dobra, bo chce nam pomóc wytrwać tym przymusie w dobrym nastroju. Dzięki nim palacz zamiast skupiać się na tym, że poważnie sobie szkodzi, co wywołałoby w nim głębokie poczucie winy i dyskomfort, z całego serca wierzy w wyimaginowane profity papierosa. I… wypala go „z przyjemnością”. Prawda jest jednak taka, że nie daje on mu nic. Kieliszek wina być może wywoła chwilowy szum w głowie. Zapalenie trawki sprowokuje wybuch śmiechu. A papieros? Pozostawi po sobie najwyżej nieświeży oddech.
Artykuł opublikowano w „Gazecie Wyborczej”
Porównanie skuteczności różnych metod wspomagających zerwanie z paleniem
Badania pokazują, że antynikotynowe terapie behawioralno-poznawcze mają najwyższą skuteczność, kiedy odbywają się w grupie widujących się ze sobą na co dzień pracowników.
Żródło: Uniwersytet Medyczny w Wiedniu
Palisz, żeby się uspokoić?
Spójrz prawdzie w oczy, są lepsze środki kojące niż papieros. Nikotyna i zestaw kilkuset toksycznych związków chemicznych, trafiając przez płuca do krwioobiegu i mózgu może najwyżej drażnić nerwy. Ale relaksujący walor palenia to złudzenie, w które łatwo wpaść. Bo papieros redukuje rozdrażnienie, spowodowane samym tylko głodem nikotynowym. Interpretujemy to jako uspokojenie. W rzeczywistości to ulga w napięciu wywołanym spadkiem poziomu substancji psychoaktywnej, które jednak nie pojawiałoby się, gdybyśmy wcześniej sobie tej substancji wraz z dymem papierosa nie dostarczyli. Upierasz się, że papieros to kojąca pigułka? Spróbuj wypalić 5 papierosów jeden za drugim i spróbuj zasnąć. Nie możesz, bo gwałtownie przyspieszył ci puls i skoczyło ciśnienie? Masz odpowiedź. Palący są bardziej podatni na stres niż wolni od nałogu.
Papieros pomaga ci się skupić?
Twierdzisz, że przyzwyczaiłeś się myśleć kreatywnie tylko na papierosie? Zawsze, gdy podejmujesz decyzję, puszczasz dymka? Poszukujesz genialnego pomysłu, zbierasz myśli, układasz w głowie scenariusz zdarzeń, więc musisz zapalić, bo bez tego się nie skupisz? To złudzenia. Fałszywe przekonania na temat dobroczynności palenia.Twój umysł stworzył je po to, byś mógł usprawiedliwić swój nałóg. Papieros nie poprawia koncentracji. Przeciwnie. To raczej jego brak powoduje głód nikotyny, który rozprasza. Głęboko się zaciągając, uzupełniasz brak narkotyku w ustroju, dzięki czemu przez kilka minut jesteś skupiony. Ale już po 20 minutach niedobór nikotyny zaczyna dawać o sobie znać, z minuty na minutę bardziej dekoncentrując twoją uwagę. Chcesz być mistrzem uważności? Odstaw tytoń na zawsze.
Wspólny dymek zacieśnia służbowe więzi?
Uwielbiasz robić sobie przerwy, integrujące cię ze współpracownikami, wychodząc przed biuro lub do palarni? Uważasz, że papieros jest twoją przepustką towarzyską, bo dzięki niemu nie wypadasz z obiegu służbowych informacji? Przyjrzyj się temu argumentowi i sprawdź, czy nie jest tzw. racjonalizacją. Trickiem umysłu, który szukając plusów palenia, stara się umilić ci trwanie w nałogu. Czy możesz gdziekolwiek wejść dzięki temu, że palisz, gdzie jako niepalący nie będziesz miał już wstępu? Nie ma takich miejsc. Palarnie są ogólnodostępne. Jeżeli znajomi z pracy wyjdą „zakurzyć i porozmawiać”, zawsze możesz wyjść z nimi i nie palić. Ten fakt nie przeszkodzi w rozmowie. Jeśli zrezygnujesz z papierosów wkrótce dostrzeżesz, że przerwy co godzina atrakcyjne są tylko dla palących, którzy muszą dostarczać sobie regularnie działkę nikotyny. Badania pokazują, że pozostali potrzebują przerywnika w obowiązkach dwa i pół raza rzadziej. Martwisz się o dostęp do informacji? W twojej firmie pali ok. jedna czwarta pracowników. Wolnych od nałogu jest większość i oni też potrafią rozmawiać.
Masz frajdę z trzymania papierosa w dłoniach?
To prawda. Doskonale potrafi zająć ręce. Czy jednak nie może zastąpić go zwykły ołówek lub długopis? On też zamaskuje twoją niepewność czy zakłopotanie. – Nie. Upierasz się przy papierosie. Bo oprócz rąk, lubisz też trzymać go w ustach. W porządku. Niech będzie papieros. Trzymaj do w dłoniach i w ustach. Pytanie czy skoro we frajdzie z palenia faktycznie chodzi właśnie o trzymanie papierosa, to czy musisz go zapalać? Upierasz się, że tak. Uważasz, że również zapach dymu jest przyjemny. W porządku. Zapal papierosa, trzymaj go w dłoniach, ustach, pozwól, by dym sączył się z jego końca, rozpływając się w miejscu, w którym palisz i docierał do twoich nozdrzy. Ale… nie nabieraj dymu do ust. Upierasz się, że musisz to robić, bo papieros jest również smaczny. Niech będzie. Następnym razem, udając się zapalić, rozkoszuj się smakiem dymu. Ale nie zaciągaj się. Kubki smakowe masz przecież w ustach nie płucach. Spróbowałeś? Miałeś przyjemność z palenia? Żadnej. No właśnie. W paleniu chodzi o dostarczenie sobie do płuc dawki nikotyny. Uzupełnienie jej braku daje chwilową ulgę. Tak naprawdę papieros nie daje ci nic więcej.
Zaczynamy palić młodo
Zacząłeś palić jako dziecko, nastolatek, lub młody człowiek, który nie skończył jeszcze 26 lat. Skąd to wiadomo? Wyobraź sobie, że próbujesz namówić dorosłego Polaka, żeby zaczął palić… Badania TNS z 2013 roku pokazują, że w zasadzie nie jest to możliwe. W tym wieku nie jest już bowiem podatny na reklamowe triki, a zapalenie pierwszego papierosa jest doświadczeniem na tyle nieprzyjemnym, że jako dojrzały człowiek, nie zdecyduje się go powtórzyć. Jest też już na tyle świadomy negatywnych skutków i bezsensu nałogu papierosowego, że będzie go unikał. Trzy czwarte Polaków zaczyna palić w wieku nastoletnim i tylko jedna czwarta między dwudziestką a trzydziestką. Po 26. roku życia po raz pierwszy zaciągnął się zaledwie jeden procent polskich palaczy. Rozpoczynamy palić z powodów społecznych. Papierosem pragniemy dodać sobie powagi i dorosłości lub przynależeć do grupy, w której wszyscy palą, a my nie chcemy być gorsi.
Pingback: Gra warta świeczki. Potraktuj leczenie jak roz(g)rywkę - Moje Blog()