Radary na prawdziwość
Atakowani przez szybkie zmiany i bombardowani natłokiem informacji nie jesteśmy w stanie ich wszystkich przyswoić. Podświadomie wychwytujemy więc sygnały o tym, co prawdziwe. I do tego lgniemy. Wyczerpani sprzedawaniem siebie, stawianiem w dobrym świetle i udawaniem, przestajemy drżeć o własny wizerunek. Odpuszczamy. Zwracamy się ku tym, którzy wydają się na tyle naturalni, by móc im ufać. I sami się tacy stajemy. Zdaniem socjologów robimy właśnie historyczny zwrot ku autentyczności.
Kilka lat temu świat obiegło zdjęcie osiemnastu finalistek konkursu Miss Korei Południowej 2013, które poza drobnymi różnicami w uczesaniu wyglądały dokładnie tak samo. Identyczne noski, wielkie oczy, bliźniaczo zbliżone kształtem drobne podbródki i niczym odbite na xero 3D usta w serduszko. Do tego uśmiechy. Ułożone grzecznie w szeregu, nie różniące się niczym jeden od drugiego. „Czy ma znaczenie, która z nich wygra?” głosił ironiczny napis pod fotografią. Zamysłem jej autora było pokazanie mody na europejskość wśród Koreanek, masowo poddających się operacjom plastycznym. Jednak dla nas stała się ona czymś więcej. Alegorią naszych czasów. I metaforą wartości, które stawiamy dziś na pierwszym miejscu takich, jak walka o wizerunek i parcie ku doskonałości. Eksperci w wywiadach telewizyjnych, a my – na portalach społecznościowych popadliśmy wtedy w refleksję nad kosztami tych dążeń. Powszechnym, codziennym unieważnianiem przez nas tego, kim naprawdę jesteśmy i… nad skalą naszej nieautentyczności. Fotografia pokazała też pewien paradoks. – Im bardziej próbujemy oswoić świat, dopasowując się do lansowanych wzorców i gubiąc po drodze własną niepowtarzalność, tym bardziej sztuczny, bezsensowny i przerażający się dla nas on staje.
– Nigdy dotąd nasza…
potrzeba autentyczności
…nie była tak silna, jaka okaże się w ciągu najbliższych 5-10 lat – zapowiada Jan Kisielewski, dyrektor w firmie Delloite, która wydała w marcu opracowany przy udziale socjologów, antropologów kultury i ekonomistów „Foresight Kulturowy 2025”. To raport przewidujący nadchodzące zmiany w wartościach, aspiracjach, w naszych wzorcach konsumpcji i funkcjonowania w społeczeństwie.
Mamy dość. Zwrot ku temu co prawdziwe, a miejscami nawet pęknięte, jest symptomem zmęczenia pogonią za idealnością. Presją na bycie bezbłędnym i nieskazitelnym. Konkurowaniem ze sobą w otaczaniu się coraz lepszymi rzeczami. W zdobywaniu prestiżowej pracy, organizowaniu wakacji, wychowywaniu dzieci. Trenowaliśmy to przez ostatnie kilkadziesiąt lat. I wygląda na to, że miarka się przebrała.
– System wartości i potrzeb w każdym z nas jest wewnętrznie sprzeczny. Właśnie po to, by złagodzić wynikające z tego faktu napięcia pojawiają się trendy kulturowe – wyjaśnia Jan Kisielewski. – Autentyczność jako jeden z nich to odpowiedź na nasze aktualne rozdarcie pomiędzy tęsknotą za naturalnością i indywidualnością a wewnętrznym przymusem codziennego zabiegania o akceptację innych i kreowania własnej doskonałości.
I… widać to jak na dłoni. W sklepie coraz częściej jesteśmy w stanie zapłacić więcej za nie do końca apetycznie wyglądający, przaśny słoiczek konfitur niż ten obok – piękny i lśniący. I potwierdzają to badania. Chętniej zaprosimy do swojej szafy niepowtarzalny sweterek z historią z second handu niż ostatni krzyk mody z sieciówki, który nosiłoby w tym czasie 15 procent naszych rówieśnic w Europie. Coraz mniej interesują nas rasowe czworonogi, a coraz bardziej – kundle, mieszańce, szczekające dziwy natury. A gdy włączamy telewizor i widzimy film o jednoznacznym super-bohaterze, przełączamy kanał w poszukiwaniu serialu, którego główna postać targana jest wewnętrznymi sprzecznościami, psychicznie chora lub przynajmniej uzależniona od przemocy, seksu i wódki. Z taką… łatwiej się przyjaźnić.
To zewnętrzne manifestacje naszego spragnienia prawdziwości. A jak możesz czuć ją w środku?
„Bądź sobą. Inni są już zajęci”
W taki sposób nawoływał sobie współczesnych do z zrzucania masek Oskar Wilde. W dzisiejszym wydaniu „autentyczność jest charyzmą człowieka, któremu się ufa, bo nic nie ukrywa i jest w porządku wobec samego siebie. Bardziej niż obiektywnym faktem bywa więc subiektywnym wrażeniem” piszą Kay Hoffman i Gabriele Müller w książce „Autentyczna i zwycięska”. Brak sztuczności wyczuwalny jest przez skórę. W poczekalni u dentysty intuicyjnie siądziesz chętniej obok kogoś prawdziwego niż zaszytego w zbroi konwenansów, niechętnego do ujawniania się, skupionego na robieniu wrażenia. Choć pewnie nie będziesz tego świadoma.
Autentyczność to też stan, który możesz u siebie rozpoznać. Lub, którego może ci brakować. Jeśli czujesz się nieswojo to pierwsza oznaka, że nie popierasz całkowicie tego co robisz, mówisz czy reprezentujesz. Masz wrażenie, że żyjesz na hamulcu ręcznym? Nie do końca zaangażowana? To oznacza, że nie stoisz za samą sobą. Ciało wyraża coś innego niż twoja wypowiedź. Twoje działania stoją w kontrze do twoich wartości. A może nawet nie zdążyłaś ich jeszcze wyłonić i nazwać, bo dotąd zajmowało cię jedynie to, jaka być powinnaś.
Żyjąc nieautentycznie nie musisz być od razu nieuczciwa. Wystarczy, że odcinasz się od swoich potrzeb lub im zaprzeczasz, próbując sprostać wymaganiom otoczenia.
– Autentyczność jest konsekwentnym życiem blisko siebie, w zgodzie ze sobą i światem. Ale też akceptacją faktu, że nie jestem i nigdy nie będę dla wszystkich – tłumaczy Anna Piwowarska, autorka książki „Autentyczność przyciąga”. – Aby być sobą potrzeba wewnętrznej śmiałości do odsłonięcia siebie i pokazania się światu ze wszystkimi talentami i niedoskonałościami. Do wyrażenia własnej niepowtarzalności i zaistnienia poprzez nią. Autentyczność wymaga więc decyzji, że nie muszę być już na tyle nijaka, by nikt się do mnie nie przyczepił.
Życie pełnym sercem
W 2010 roku amerykańska badaczka z Uniwersytetu w Huston dr Brene Brown zrobiła furorę dowcipnym wystąpieniem na TED-zie, rozpoczynając nim globalną debatę na temat autentyczności, wrażliwości i odwagi. Także na temat wstydu – choroby naszych czasów, której najostrzejszy objaw to udawanie, a koszt – brak możliwości „życia pełnym sercem”. Bo tak właśnie określiła przynoszący nieocenione korzyści sposób naszego funkcjonowania w kontakcie z własną prawdziwością.
– Żeby tak żyć, musisz połączyć się ze swoim wstydem i doświadczyć jego pełni. A to wymaga odwagi opowiedzenia światu całym sercem historii o tym kim jesteś naprawdę. Wiele możesz dostać w zamian – wyjaśnia Brown. – Z moich badań wynika, że nie można znieczulić się tylko na część emocji. Jeśli uciekasz przed zażenowaniem czy strachem w udawanie, to jesteś też daleko od radości, czy kreatywności. Ale jeżeli zrzucasz zbroję i przekraczasz w sobie to, co ciemne, odzyskujesz pełnię swojej wrażliwości. Zaczynasz czuć nie tylko ciężar nieprzyjemnego, ale i zadowolenie, błogość, ekscytację, wewnętrzną pogodę. To nagroda. Wrażliwość to rzetelny wskaźnik naszej autentyczności.
A ta nie jest tworem z betonu danym raz na zawsze. W każdej kolejnej sytuacji, w której bierzesz udział, wydarza się ona bądź nie. To ty decydujesz. By wyjść na środek i aktywnie być sobą, nie koloryzując i nie pudrując sobie noska. By przyznać się do porażki, ale też opowiedzieć, jak się podnosiłaś. By wypowiedzieć „tak, jest mi trudno”, „zmagam się”, „mam kilka kilo za dużo, bo jem czekoladowe babeczki”, „też się boję, chociaż jestem waszym szefem”, „nie znam odpowiedzi, córeczko, ale zrobię wszystko by ją dla ciebie znaleźć” itd. Na autentyczność składa się też postanowienie, by być szczerą, choć nie zawsze miłą.
Bycie prawdziwym wiąże się poczuciem lekkości i witalności. Bo pozwala odzyskać energię, angażowaną dotąd w pielęgnowanie własnych masek: – Gdy ten make-up opada, nie możesz oprzeć się wrażeniu, że jesteś na swoim miejscu – mówi Anna Piwowarska. – Wyraźnie czujesz wtedy swobodną wymianę energii z ludźmi np. w pracy. Udawanie skazywało cię dotąd na pomyłki, bo inni zwracali się do sztucznego wizerunku, który im prezentowałaś. Ale byciem sobą zapraszasz do swojego świata osoby, którym już z daleka przypada do gustu twoja niepowtarzalność.
Sztuka łączenia wnętrza i zewnętrza
Wprawdzie autentyczność nie jest niczym nowym i trudno wyobrazić sobie bardziej banalną radę, niż słynne „Bądź sobą!”, to trudno aż uwierzyć, że naukowcy zajęli się tym zagadnieniem zaledwie jedenaście lat temu. Co odkryli?
Autentyczność okazała się złożoną cnotą. W jej skład wchodzą bowiem rozmaite kompetencje, które razem umożliwiają nam bycie prawdziwymi. Prof. Brian Goldman z Uniwersytetu Stanowego Clayton uważa, że autentyczność to spójność między naszymi potrzebami a działaniami. Przekonuje, że aby być sobą, niezbędne jest ćwiczenie uważności na własne myśli i uczucia, a także rozumienie ich. Osoby autentyczne jego zdaniem, to ludzie zorientowani w życiu bardziej na relacje niż cele. A przede wszystkim potrafiące bezstronnie przetwarzać fakty i powstrzymywać się od oceny. Z kolei według dr Marie-Anne Suizzo z Uniwersytetu w Teksasie umiejętność bycia prawdziwym łączy się z takimi talentami, jak: utrzymywanie bezwarunkowo dobrego nastawienia do siebie, wytrzymałość w działaniu i zdolność do utrzymania w relacjach równowagi sił.
Również korzyści z bycia sobą są przedmiotem dociekań uczonych. I tak np. badania dr Diany Pinto z Uniwersytetu Leicester pokazały, że będąc prawdziwymi mamy niższy poziom agresji. Prof. Yona Kifer z Uniwersytetu w Tel Avivie zaś dowiódł niezbicie, że będąc sobą, jesteśmy zdecydowanie szczęśliwsi, niż osoby zafałszowujące prawdziwe uczucia i potrzeby. Ciekawy wniosek wysnuto też na temat samotności. Dotychczasowe badania pokazywały, że jej częstym skutkiem bywa depresja, lęk i problemy z alkoholem. Okazuje się, że jeśli żyjesz samotnie, ale przy tym autentycznie, problemami tymi zagrożona jesteś w tak niewielkim stopniu, co twoje znajomych, żyjące w parach.
Czy autentyczność wkrótce rozgości się między nami? Czy za kilka lat nie sposób już będzie być kimś innym niż właśnie sobą? Tego sobie życzmy. Gdy uparcie gonimy za doskonałością, to kreowana przez nas rzeczywistość, począwszy od towarów na półkach, przez nasz wygląd, muzykę jakiej słuchamy, filmy jakie kręcimy, po sposób urządzenia domu, staje się przerażająco jednorodna. Podporządkowana szablonom. Tymczasem spoglądając w kierunku natury widzimy, że to różnorodność gwarantuje jej przeżycie. Bo im więcej gatunków roślin, tym szybciej rozwija się przyroda. Tęsknimy więc za naturalnością i naturą. Za przeżyciem. Natura jest od zawsze. Nigdy nie jest stara. Za to w nieograniczony sposób kolorowa i twórcza. Nigdy taka sama.